2021-04-26 08:38:17
Roksana Góra
Adam Morawski: Każdy z nas wie, o co gra
Orlen Wisła Płock awansowała do grona czterech najlepszych drużyn Ligi Europejskiej. Jak bramkarz płockiej drużyny postrzega Final Four, w którym będzie dane mu uczestniczyć? - Wiemy, że nie mamy nic do stracenia. Możemy jedynie zyskać. Adam Morawski wypowiedział się także na temat reprezentacji: - Błędem byłoby przekonywanie, że do mistrzostw w Polsce jest jeszcze dużo czasu. Skomentował też zbliżające się spotkania ze Słowenią i Holandią: - Stać nas na zwycięstwa w tych starciach.
Nie da się ukryć, że awans do Final Four Ligi Europejskiej jest historycznym wydarzeniem. Nie tylko dla Orlen Wisły Płock, ale też dla całej polskiej piłki ręcznej. Emocje więc pewnie były i wciąż są ogromne?
Niesamowicie cieszymy się z tego sukcesu. Od samego początku sezonu walczyliśmy o to, żeby być w tym miejscu. Wiadomo, mieliśmy swoje wzloty i upadki, aczkolwiek każdy w drużynie dał z siebie sto procent swoich możliwości. A czasem nawet i więcej. Po pierwszym meczu z GOG przewidywania dotyczące rewanżu były pewnie różne. Można było zastanawiać się, jak i czy w ogóle uda nam się nadrobić te trzy bramki. Ale my po prostu chcieliśmy grać w piłkę ręczną, czyli robić to, co wychodzi nam najlepiej. I tyle. Podwójnie cieszy więc to, że udało się wygrać w dobrym stylu. Dzięki temu to my – jako jedyna drużyna spoza Niemiec – jedziemy do Mannheim bić się z najlepszymi zespołami.
Fenomenalnie spisywał się pan w kluczowych momentach meczu. Decydującym elementem tego sukcesu było opanowanie?
Myślę, że był to jeden z czynników, który złożył się na ten sukces. W tych dwóch meczach miałem momenty, w których moja gra była i lepsza, i słabsza. Ale w końcówkach faktycznie pojawiały się ważne interwencje, które pomogły drużynie wyjść na prowadzenie. Wydaje mi się więc, że w takich starciach najważniejsze są detale i opanowanie. Nasza drużyna jest bardziej doświadczona niż GOG. W duńskiej ekipie gra bardzo dużo młodych zawodników. My jesteśmy natomiast bardziej ograni – wcześniej w Lidze Mistrzów, teraz w Lidze Europejskiej oraz reprezentacji. I wykorzystaliśmy to w stu procentach.
Świetnie zaprezentowała się też defensywa. Wyróżnić można również Przemysława Krajewskiego czy Lovro Mihicia. Ten dwumecz pokazał więc to, jak kolektywną drużynę tworzycie.
Oczywiście. Nie ma tutaj więc co przypisywać sukcesu poszczególnym osobom. Wiadomo, że dobre indywidualne występy bardzo nam pomogły, jednak cała drużyna zasłużyła na miejsce, w którym obecnie się znajdujemy. Myślę, że przez cały sezon naszym kluczowym elementem jest gra w obronie. Pokazywaliśmy to nieraz. Choć przygotowywaliśmy się do tego spotkania też bardzo mocno pod względem ofensywnym i mam wrażenie, że przyniosło to oczekiwane efekty.
To tak naprawdę dopiero początek drogi po marzenia. I choć – co oczywiste – najważniejsze jest zwycięstwo, to jednak po tym meczu pewnie znajdzie się kilka elementów, które trzeba udoskonalić przed starciami z niemieckimi klubami.
Pewnie! Rzeczy, które musimy poprawić, jest wiele. Cały czas ciężko pracujemy nad wszystkimi elementami, począwszy od ataku i obrony, skończywszy na kontrach i powrocie do defensywy. Na wszystkie te aspekty zwracamy uwagę. Ja jako bramkarz również skupiam się na tym, by prezentować się jeszcze lepiej. Każdy z nas musi doskonalić się jako jednostka. Dzięki temu stajemy się silniejszą drużyną. Wiemy, że nie mamy nic do stracenia. Możemy jedynie zyskać. Na pewno nie pojedziemy do Mannheim w roli faworyta. Uważam jednak, że będzie to grało wyłącznie na naszą korzyść. Już niejednokrotnie drużyny, które były w podobnej sytuacji, pokazywały, że są w stanie sięgać po trofea. Marzy nam się, by zajść jak najdalej. A marzenia się spełniają, więc trzeba do tego dążyć.
Na którą z drużyn chciałby pan trafić w półfinale?
Z kimkolwiek przyjdzie mi walczyć - będę przygotowywał się do spotkania jak najlepiej potrafię. Chciałbym jednak zagrać z Rhein-Neckar Löwen. Podoba mi się styl gry tego zespołu. Prez wiele lat występowali tam polscy szczypiorniści, którym jako młody zawodnik kibicowałem. Dlatego też fajnie byłoby trafić na zespół z Mannheim i – mam nadzieję – ograć gospodarzy turnieju. Ale zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Najważniejsze jest to, by zachować chłodną głowę niezależnie od sytuacji.
Łomża Vive Kielce odpadła natomiast z walki o złoto Ligi Mistrzów. Zaskoczenie?
Poniekąd tak, było to dla mnie małym zaskoczeniem. Zawsze mówię, że zespół z Kielc jest topową drużyną europejską. Grają naprawdę dobrze. Dlatego trochę się zdziwiłem. Piłka ręczna jest jednak sportem nieobliczalnym. Zespół z Nantes zagrał na dwieście procent swoich możliwości. Wyróżniał się fenomenalny bramkarz Nielsen, wszyscy zawodnicy grali kolektywnie. Myślę, że zasłużenie awansowali do następnej rundy Ligi Mistrzów.
Teraz przejdźmy do reprezentacji. Po dobrze rozegranych mistrzostwach świata oczekiwania kibiców wobec drużyny nieco wzrosły. To pozytywnie wpływa na reprezentację czy jednak narzuca za dużą presję?
Uważam, że jeśli drużyna gra coraz lepiej, to my – jako zawodnicy – musimy oczekiwać od samych siebie jeszcze lepszej gry. Powinniśmy się rozwijać i wiedzieć, że kibice będą chcieli widzieć efekty naszej pracy. Na tym poziomie rozgrywek presja ze strony kibiców i otoczenia jest rzeczą normalną. Każdy profesjonalny sportowiec musi sobie z tym radzić. Oczywiście czasem wychodzi to lepiej, a czasem gorzej. W Egipcie pokazaliśmy, że potrafimy grać. Mistrzostwa były jednak w styczniu. Teraz jest kwiecień i czekają nas inne wyzwania. Przed nami kolejne spotkania reprezentacji, a za nami – dwie porażki. Uważam jednak, że każdy z nas wie, o co gra. Chcemy być w europejskiej elicie. Musimy więc walczyć o zwycięstwa ze Słoweńcami i z Holendrami. Wiem, że doskonale nas na to stać. Jesteśmy dobrą drużyną i zasługujemy na to, by wygrywać. Trzeba to tylko pokazywać na parkiecie.
Choć ze Słowenią nie udało wam się zdobyć punktów, to chyba jednak nie był to mecz tak pełen niedosytu jak ten z Holendrami.
Na pewno zdecydowanie bardziej szkoda meczu z Holandią. Walczyliśmy do samego końca. Porażka w ostatnich sekundach spotkania bardzo wtedy bolała. Nie umniejszam świetnej grze Holendrów, jednak wiedząc, że chcemy jechać na mistrzostwa Europy, powinniśmy dać z siebie jeszcze więcej. W meczu ze Słoweńcami nie byliśmy faworytami. Szczególnie, że spotkaliśmy się na ich parkiecie. Jechaliśmy tam z myślą walki o zwycięstwo, jednak czegoś zabrakło. Ale to już historia. Nie ma co rozpamiętywać tych spotkań. W niedzielę rozpoczyna się nowe zgrupowanie i musimy nastawić się mentalnie na walkę. Wierzę w nasz zespół i w to, że stać nas na dwa zwycięstwa w tych starciach.
Podczas mistrzostw ze strony kibiców pojawiały się głosy, że w końcu odczuwali to, do czego przyzwyczajały ich mecze z udziałem Karola Bieleckiego, Sławomira Szmala czy braci Jureckich. Też czuliście, że dzięki wam w styczniu piłka ręczna znów rozpalała widzów?
My po prostu cieszyliśmy się grą. Staram się uciekać od porównań naszej nowej reprezentacji do tej, która była w 2007 czy 2009 roku. Jesteśmy już jedno pokolenie dalej. Minęło ponad dziesięć lat, więc staram się o tym nie myśleć. Cieszę się jednak z tego, że sprawialiśmy radość. Przede wszystkim sobie, naszym rodzinom i kibicom, którzy w nas wierzyli. Fajnie, że z czasem rozgłos w Polsce był coraz większy. Wiadomo – apetyt rósł w miarę jedzenia. Mimo że odnieśliśmy porażkę w meczu z Hiszpanią, to wszyscy byli z nas dumni. Potem nadeszły zwycięstwa nad Brazylią i Urugwajem. Szkoda tej porażki w przedostatnim meczu z Węgrami. Ale cieszę się, że ludzie w nas uwierzyli. Musimy jednak cały czas udowadniać im swoją grą, że reprezentacja się rozwija i idzie do przodu. Wierzę, że tak właśnie będzie.
Na jakim etapie w tym momencie jest według pana kadra? To wciąż dopiero początek drogi do zbudowania silnej drużyny czy jednak należałoby określać to już w inny sposób?
Nie jesteśmy chłopcami, którzy mają po dziewiętnaście czy dwadzieścia lat, żeby dopiero budować tę reprezentację. Większość z nas gra w dobrych klubach i wciąż się rozwijamy. Nie możemy cały czas myśleć, że jesteśmy dopiero na początku budowy tej kadry. Błędem byłoby przekonywanie, że do mistrzostw w Polsce jest jeszcze dużo czasu. Do tego turnieju zostały niecałe dwa lata, ale to minie bardzo szybko. Musimy myśleć o reprezentacji tu i teraz. Jeśli teraz nie będziemy wygrywać i dawać z siebie stu procent, to później będzie nam bardzo ciężko wejść z marszu do pełnego biegu. Myślę, że etap rozwoju kadry nie jest dopiero początkiem. Jesteśmy już zdecydowanie dalej. Musimy więc więcej od siebie wymagać. Tylko wtedy drużyna będzie coraz lepsza.
Pytanie dosyć pospolite, ale – jaka atmosfera panuje w drużynie?
Atmosfera w reprezentacji jest bardzo dobra. Każdy może liczyć na siebie nawzajem. Jest kilku bardziej i kilku mniej doświadczonych zawodników. Ci drudzy czerpią od tych pierwszych. Zarówno na boisku, jak i poza nim jesteśmy zgraną grupą. Jest to podstwą do budowania kolektywnego zespołu.
Wydaje się, że o pozycję bramkarza możemy być spokojni. Największy problem stanowi chyba między innymi rozegranie. Michał Daszek powinien częściej pojawiać się na tej pozycji?
To pytanie nie do mnie, tylko do trenera kadry! Aczkolwiek wiem, że Michał w klubie już bardzo długo gra na pozycji rozgrywającego. I czuje się tam równie dobrze jak na prawym skrzydle. Myślę, że na pewno jest to jakaś alternatywa i okazja, by jeszcze w ten sposób pomógł reprezentacji. Ale jeśli trener będzie widział go na skrzydle, to trzeba to uszanować. Jeżeli natomiast zobaczymy go na prawym rozegraniu, to też na pewno będzie to wspólna decyzja – i trenera, i Michała. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać w kolejnych meczach.
O dyspozycję bramkarzy dba Sławomir Szmal, który kojarzył mi się zawsze z rzetelną pracą i skupianiem się na każdym szczególe. Takim też jest trenerem?
Sławek zawsze zwracał bardzo dużą uwagę na pracę. Powtarza, że jeśli solidnie trenujesz, to tak też grasz. Na tym opiera się więc reprezentacja. Wszyscy razem dajemy z siebie sto procent. Bardzo pomaga nam zdrowa rywalizacja, która stoi na wysokim poziomie. Wspólnie zależy nam, żebyśmy w trakcie meczów kadry byli w jak najlepszej dyspozycji. Zawsze możemy liczyć na Sławka i zdecydowanie pomaga nam w naszym rozwoju sportowym.
Podczas konferencji po mistrzostwach powiedział pan, że Sławomir Szmal nauczył pana bardziej ufać swoim umiejętnościom. Miał pan z tym duży problem?
W tym sezonie rozwój mojej kariery uległ zmianie. Przede wszystkim zdecydowanie więcej czasu spędzam na parkiecie. Zarówno trener klubowy, jak i reprezentacyjny, bardziej mi ufają. Staram się w pełni to wykorzystać. Myślę więc, że poniekąd tak właśnie było. Gdy gra się niewiele, jest się mniej pewnym siebie. Jeśli nie idzie ci na boisku, to zmniejsza się też zaufanie do swoich umiejętności. Poczucie własnej wartości spada. Ten sezon jest więc dla mnie bardzo ważny. Cieszę się grą w piłkę ręczną i mam nadzieję, że minuty, które spędzam w bramce, będą przeze mnie wykorzystane.
Mam wrażenie, że mistrzostwa świata, forma, która po nich pozostała oraz sukcesy z Wisłą są dla pana w jakiś sposób przełomowe. Zgadzi się pan z tym?
Uważam, że w ostatnim czasie reprezentacja i klub dały mi bardzo dużo. Rozwijam się i chciałbym, żeby moja kariera cały czas szła właśnie w tym kierunku. Dzięki temu będę poprawiał swoje umiejętności, a to przełoży się na to, że będę dla swojego zespołu bardziej wartościowy.
Kontrakt z Wisłą obowiązuje pana jeszcze trochę ponad rok, ale zastanawia się pan może, co potem? Wyjazd za granicę?
Na razie skupiam się na tym, co mam. Kontrakt z Wisłą obowiązuje mnie do 2022 roku. Przed nami jeszcze wiele do osiągnięcia. Mam nadzieję, że powalczymy o mistrzostwo Polski i o zwycięstwo w Lidze Europejskiej, a w następnym sezonie – także o Puchar Polski. Chcę osiągnąć z Wisłą jak najwięcej. Zobaczę, co przyniesie przyszłość. Chciałbym przede wszystkim grać w dobrym zespole, czuć się tam wartościowy i pomagać zespołowi. Nie chcę mówić żadnych konkretów ani snuć teorii. Póki co skupiam się na tym, co teraz.
Rozmawiała Roksana Góra
fot. Teresa Witczak, Anna Józefczyk, Anna Benicewicz-Miazga
Tweet